Kto z krewskich kapłanów był represjonowany przez władze
Zmiana ustroju politycznego na terenie naszego kraju była zjawiskiem powszechnym przez całą naszą historię. Jest to szczególnie charakterystyczne dla XX wieku, kiedy Krewo i jego okolice były podporządkowane na zmianę albo Polsce, albo Sowietom. W celu umocnienia swoich pozycji każda kolejna władza próbowała wykorzystać religię. Kapłanów, którzy stawali po stronie ludzi i wyrażali sprzeciw wobec nowych porządków, represjonowano.
Miejscowy historyk Aliaksandr Kamiński prześledził losy kapłanów, którzy urodzili się w naszym kraju lub trafili tu z misją i doświadczyli represji za swoje poglądy.
Adam Stankiewicz
„Trzymałeś krzyż i flagę narodową wysoko w czasie burzy i pogody, i wśród narodu Białorusi ty świętą prawdę siałeś” – takie słowa wyryto na grobie księdza Adama Stankiewicza na wiejskim cmentarzu w Urliniętach koło Krewa, w ojczyźnie słynnej białoruskiej postaci religijnej i społeczno-politycznej. Grób ten ma charakter symboliczny, ponieważ prawdziwe miejsce jego pochówku zaginęło w głębi zimnej syberyjskiej tajgi, do której księdza kiedyś zesłano.
Stankiewicz stał się zwolennikiem białoruskiego ruchu narodowego i idei białorusyfikacji Kościoła katolickiego na naszych ziemiach jeszcze w czasie studiów. Nawet obrazek przypominający o jego pierwszej mszy, odprawionej w Krewie 1 stycznia 1915 r., był wydrukowany w języku białoruskim. Potem były nabożeństwa w jego ojczystym języku, powstanie organizacji i instytucji patriotycznych, liczne artykuły i książki o naszej historii, modlitewniki w języku białoruskim, podręczniki, gazety i czasopisma, które wydawał.
Niesłychana działalność księdza z Urlinięt nie podobała się polskim władzom. Bojąc się, lecz zepsuć swoją reputację i obawiając się gniewu wielu jego zwolenników, nie odważyły się go represjonować. Jednak, gdy pod koniec 1936 roku Polska postanowiła całkowicie stłumić białoruski ruch narodowo-wyzwoleńczy, wśród tych, którzy odczuli jej presję, znalazł się Adam Stankiewicz. W listopadzie tego roku władze przeszukały jego mieszkanie w Wilnie, a dwa lata później wygnały księdza do Słonima.
Z początkiem II wojny światowej Adam Stankiewicz wrócił do Wilna. W latach okupacji niemieckiej kontynuował działalność duszpasterską i pomagał wszystkim, kto był w zagrożeniu, bez względu na narodowość czy przynależność polityczną tych osób. Na przykład w czerwcu 1941 r. ukrywał w kościele grupę komunistów. Później ratował życie Żydom. Z jego pomocą zwolniono z gestapo grupę smorgońskich członków Komsomołu w konspiracji.
W grudniu 1944 r., po przywróceniu władzy sowieckiej w naszym regionie, Adam Stankiewicz został aresztowany przez służbę NKWD. Niebawem jednak księdza wypuszczono. Prawdopodobnie został zwolniony dzięki petycji tych, których uratował w czasie okupacji. Główny powód jego zwolnienia może być jednak inny. Jak wynika z ówczesnych pamiętników Stankiewicza, władze sowieckie postanowiły wykorzystać go w swoich rozgrywkach politycznych jak znaną i wpływową postać religijną. Obiecując nietykalność i wysokie stanowiska, zaraz po tym krótkim areszcie przystąpiły do namawiania księdza do stworzenia i kierowania autokefalicznym białoruskim Kościołem katolickim, niepodległym Watykanowi, ale lojalnym wobec państwa sowieckiego. Stankiewicz nie mógł zgodzić się na te propozycje, ponieważ oznaczałoby to stanie się marionetką sowieckich służb specjalnych, co przyniosłoby tylko szkodę narodowi białoruskiemu oraz Kościołowi. 13 kwietnia 1949 ponownie trafił za kraty. Tym razem zarzucano księdzu wiele „grzechów”. Krążyły pogłoski, że został nawet oskarżony o szpiegostwo na rzecz Japonii. Jest oczywiste, że w ten sposób władze chciały zlikwidować niezłomnego księdza jako świadka prób sowietyzacji Kościoła katolickiego w kraju.
Śmierć czekała księdza kilka miesięcy po jego aresztowaniu. Chociaż najpierw było wileńskie więzienie na Łukiszkach, potem długa i trudna podróż na Syberię, a na końcu sam Jeziorłag – obóz dla więźniów politycznych. Według jednej z wersji ksiądz skazany na 25 lat został zamordowany na samym początku swojego terminu. Oficjalne akta, odtajnione w latach 90., stwierdzają, że śmierć nastąpiła „z powodu otłuszczenia serca” 4 grudnia 1949 r. Jednak świadkowie z więzienia nazywali inną datę śmierci: z 29 na 30 listopada.
Więzień Gułagu Wiktor Sikora pozostawił wspomnienia o strasznych okolicznościach sekcji zwłok zmarłego: „Kiedy kogoś chowano, to koniecznie trzeba było najpierw przywieźć zmarłego do kostnicy, aby przeprowadzić sekcję zwłok. Bali się, że ktoś żywy ucieknie, udając zmarłego. „Pracował” tam specjalny „rzeźnik”, który dosłownie rozszarpywał zwłoki. Pomyślałem, że chciałbym pochować księdza Adama, zobaczyć go w jego ostatniej podróży. (…) Podjeżdżamy saniami do bramy, ona się otwiera. Z zewnątrz wychodzi „rzeźnik” z piką, którą zimą rybacy kują lód, i uderza nią księdza w pierś… A potem wychodzi drugi z młotem i uderza go w głowę, łamiąc czaszkę, miażdżąc mózg. Prawie zemdlałem. Ksiądz Adam Stankiewicz leży w trumnie (to była zupełnie prowizoryczna trumna), cały zalany krwią”.
„Proboszcz jest nadal w areszcie. Podobno głos osobistych wrogów ks. Pietrowskiego jest silniejszy niż głos dwóch tysięcy chłopów”.
Po I wojnie światowej nasze miasto zostało na jakiś czas pozbawione świątyń, więc katolicy krewscy, kiedy chodziło o zawarcie ślubu, chrzest dzieci czy odprawianie mszy pogrzebowej, musieli udawać się do Barun, w których znajdował się najbliższy kościół. Od 1919 r. proboszczem był tam ks. Michał Pietrowski, towarzysz Adama Stankiewicza w sprawie odrodzenia Ojczyzny i poszerzenia użycia języka białoruskiego w kościele. Też popadł w niełaskę zarówno ze strony bolszewików, jak i Polaków, gdy tu rządzili na zmianę.
Ksiądz Pietrowski był szeroko wspierany przez okolicznych mieszkańców. Kiedy został aresztowany podczas krótkiego okresu władzy Sowietów, delegacja chłopów udała się do Lidy z prośbą do komisarzy bolszewickich o uwolnienie księdza, w wyniku czego Pietrowski został wyzwolony z aresztu. Ksiądz miał takie samo poparcie rodaków, kiedy później siedział już w polskim więzieniu za swoją działalność w czerwcu 1921 roku. Nowe władze oskarżyły księdza z Barun o „zdradę odradzającego się państwa polskiego”. Przypisywano mu też związki z bolszewikami, nie zrwacając nawet uwagi na to, że wcześniej ksiądz musiał przez bolszewików cierpieć.
W jednym z numerów ówczesnej gazety „Jedność” pisano: „Minęło już ponad półtora miesiąca od aresztowania naszego drogiego proboszcza ks. Michała Pietrowskiego. W tej sprawie dwukrotnie składaliśmy wniosek o jego uwolnienie. Około 2000 parafian podpisało tę prośbę i udało się do gen. Żeligowskiego (szef ówczesnego formalnie niezależnego organizmu państwowego Litwa Środkowa, do której należał nasz kraj – red.), Mokrzeckiego (prezes Tymczasowej Komisji Rządzącej Litwy Środkowej – red.), do prokuratora, ale nic z tego dotychczas nie wyszło, a proboszcz nadal jest w areszcie. Podobno głos osobistych wrogów ks. Pietrowskiego jest silniejszy niż głos dwóch tysięcy chłopów”.
Pod naciskiem patriotycznie nastawionych Białorusinów władze zostały zmuszone do złagodzenia kary. Ksiądz został niebawem uwolniony z więzienia i umieszczony w areszcie domowym. W międzyczasie do Barun wysłano innego, lojalnego wobec władz księdza.
Prawosławnych też ścigano
W czasie I wojny światowej do Krasnojarska trafił prawosławny kapłan z Krewa Wasyl Magier. Aby wyżywić swoją sześcioosobową rodzinę, pracował na kolei. Wasyl chodził tam do cerkwi i śpiewał w chórze. Z tego powodu został zwolniony. Musiał zmienić miejsce zamieszkania. Rodzina Magierów przeniosła się do gubernii kostromskiej. Tam w 1930 r. kapłan został aresztowany pod zarzutem przynależności do grupy kułackiej (w ZSRR “kułak” to bogaty chłop, “wróg klasowy” – red), agitacji antyradzieckiej, a także związku z byłym oficerem Białej Gwardii. Wspomnieli także jego korespondencję z bratem Antonem mieszkającym w Wilnie, które wówczas należało do Polski, oraz jego prośbę do władz polskich o pozwolenie na powrót do rodzimej miejscowości. Po trzymiesięcznym śledztwie Magier został zwolniony, ale zaproponowano mu współpracę z organami bezpieczeństwa państwa. Kapłan nie zgodził się na rolę donosiciela. Dwa lata później został ponownie aresztowany i skazany na dziesięć lat więzienia z deportacją najpierw do obwodu jarosławskiego, a następnie do archangielskiego. W 1943 został zwolniony.
W pierwszych latach po II wojnie światowej służby w krewskiej cerkwi odprawiali różni kapłani i popy, którzy z różnych przyczyn jednak nie zatrzymywali się w naszym miasteczku. Jeden z nich, pop Nikifor Pysk, został aresztowany w grudniu 1945 r. i skazany na 6 lat więzienia, rzekomo „za antysowiecką propagandę”. W maju 1950 r. został przedterminowo uwolniony, ale już nie wrócił do Krewa.
Rabin bronił praw biednych — trafił za kraty
Rabin Rafał Halpieryn urodził się w białoruskim miasteczku Różana. Działalność duszpasterską rozpoczął w 1836 r. w Krewie. Później służył w Kojdanowie, Ciechanowcu, Miedzyrzeczu i w Białymstoku. Halpieryn znany był jako obrońca ubogich, wdów i sierot. Podczas pobytu w Kojdanowie rabin wypowiadał się przeciwko dyskryminacji biednych Żydów: ich dzieci kierowano do służby wojskowej zamiast dzieci z zamożnych rodzin żydowskich, którym udało się wykupić z wojska. Taki skorumpowany system zniszczył moralne podstawy społeczności żydowskiej i to było na rękę władzom. Według donosu został oskarżony o nielojalność wobec władz rosyjskich i skazany na kilka miesięcy więzienia.
Podobał ci się tekst? Pracujemy nad nowymi historiami dla was! Wesprzyj autora i zespół Kreva.Travel za pomocą PayPal. To bezpieczne i łatwe!