Jak wojska rosyjskie niszczyły zamek w Krewie. Zeznanie naocznego świadka
W lipcu 1917 roku, w czasie I wojny światowej, dowództwo rosyjskie próbowało przebić się przez niemiecką linię obrony w okolicach Krewa. Polski lierat i wydawca Walenty Zieliński opisał dużą operację ofensywną w liście z frontu do swojej żony.
W czasie wojny autor był oficerem artylerii armii carskiej, służył w Brześciu Litewskim, brał udział w walkach pod Baranowiczami, Święcianami i Postawami. Podczas krewskiej ofensywy w 1917 r. walczył w szeregach 38. Korpusu Armijnego pod dowództwem gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego.
W 1919 roku list Zielińskiego ukazał się w trzech numerach pisma „Placówka. Polska Ilustrowana”. W eseju zatytułowanym „Bitwa pod Krewem” autor opisuje cztery dni operacji. Udało mu się być świadkiem prawie nieprzerwanego trzydniowego artyleryjskiego przygotowania ataku, wspaniałego początku ofensywy piechoty i jej haniebnego końca.
“Gdzie było miasteczko – dziś jest pustka, gdzie było życie – tam panuje śmierć”
W swoim eseju autor dzieli się z czytelnikiem tym, co widzi drugiego dnia bitwy ze stanowiska obserwacyjnego pod Krewem. „Teren jest w większości pofałdowany z grzbietami wzgórz porośniętych szmaragdową grzywą lasów. Na pierwszym planie nie ma lasów, tylko nagie wzgórza i zielona dolina rzeki Krewlanki. Jak na dłoni widać całą okolicę, wszystkie okopy, transzeje, drut kolczasty i niemieckie fortyfikacje. Dociekliwe oko obserwatora wypatruje głównego punktu – miasteczka. Gdzie jest Krewo, które do niedawna skupiało wokół siebie ruch całej okolicy? Tam, gdzie kiedyś było miasteczko – dziś jest pustka, gdzie było życie – tam panuje śmierć… Zostały tylko resztki domów, a nawet tych już nie ma, tylko fundamenty, bo Niemcy dla swoich fortyfikacji zabrali wszystko co się dało”.
Oko obserwatora zatrzymuje się na ruinach kościoła, cerkwi i miejscowej szkoły. Te na wpół zrujnowane budynki „stały żałośnie, jakby postacie żebraków, będąc świadkami tego, co kiedyś żyło, a dziś u ich stóp rozciąga się martwy grób ruin”.
Można przypuszczać, że były to jednak dwie cerkwie – Aleksandra Newskiego i Świętej Trójcy, a szkołą nazwano budynek synagogi, w której przed wojną naprawdę mogła funkcjonować żydowska placówka oświatowa.
Lekkie pociski odbijały się od starożytnych murów jak piłki
Obserwator nie ominął uwagą i zamek w Krewie. „Czego czas nie mógł zniszczyć, dzisiaj zostanie zniszczone przez ogromne pociski wyrzucone z paszcz potężnych potworów wojny. Zamek w Krewie jest pomnikiem starożytności, wznosi się wysoko i groźnie wśród ruin, podnosząc dzielnie głowę wobec niebezpieczeństwa, które dziś nad nim wisi”.
Oczami autora oglądamy niezwykłą walkę, a raczej starcie się starożytnego pomnika z uderzeniami rosyjskiej artylerii. We wszystkim czuje się sympatie oficera po stronie zamku. I to pomimo faktu, że znaleźli w nim schronienie wrogowie, których autor z pogardą porównuje nie tylko do krzyżowców, ale także do lisów i szczurów.
Bitwa rozpoczyna się atakiem na zamek pociskami lekkiej artylerii – awangardy sił głównych. Tylko co oni mogą zrobić z stwardniałymi przez wieki murami, które są zrobione z niezwykle mocnych cegieł i kamieni! Pociski, które tylko lekko te mury drapnęły, „jakby piłki odbijały się od zamku i pękając, odlatywały w gradzie odłamków”. Lekkie działa cichną na chwilę, po czym ponawiają atak z jeszcze większą siłą. Tylko znowu bez skutku.
Zamek został zniszczony przez ciężką artylerię
Ale „nagle słychać hałas, jakby straszny ryk zbliżającego się huraganu… Wyje, jakby w powietrzu pędził tramwaj lub pociąg”. Do walki wkraczają ciężkie 12-calowe działa. „Jedna chwila – i cały zamek niby potonął w czerwonym ogniu, a w powietrzu huknął ogromny wybuch… Czerwony pył z rozwalonych murów, jak ogień, spowił cały zamek gęstą chmurą i grad kamieni poleciał kilkadziesiąt sążni w górę. Przez kilka minut nie było widać ani zamku, ani jego wieży – wszystko tonęło w tej chmurze. Dopiero po jakimś czasie w środku owej zamieci zaczęły się rysować nieśmiałe kontury, najpierw – murów wieży, potem – całego zamku. A kiedy burza ucichła, w murze rozświetliła się szczelina na całą jego wysokość i szerokość trzech sążni.
Potem „znowu, kontynuując daremną pracę, wataha lekkich pocisków rzuciła się na zamek”. Pół godziny później drugi strzał z 12-calowego działa, po którym Zielińsky ponownie zobaczył krwawą mgłę i nową ogromną dziurę.
Ognisty huragan szalał. Potężne strzały padały jeden po drugim. Zamek znów był w czerwonej chmurze. Ogromny fragment muru, ważący może kilka ton, „oderwał się, odbił jak piłka i ze świstem przeleciał w bok, spadając ćwierć mili od zamku. Kiedy szkarłatna mgła opadła, zamek ponownie się podniósł, ale szczytu wieży już nie było”.
Przez wybuchy po cmentarzu rozlatywały się fragmenty trumien i kości zmarłych
Dalej autor opisuje, w jaki sposób niemieckie fortyfikacje zostały ostrzelane przez ciężką artylerię na cmentarzu cerkiewnym. „Wkrótce 12-calowa bateria podzieliła swoją pracę: jedno działo strzelało w zamek, drugie w stronę cmentarza. Ostatni cel wyglądał niezwykle: żółta chmura piasku chowała cały cmentarz, a zamiast kamieni i cegieł wylatywały kłody, drewniane klocki, kawałki betonu, deski, fragmenty trumien i kości zmarłych. W rezultacie z cmentarza nie pozostało nic, tylko „wywrócona ziemia, wyrwane z ziemi kłody, deski i połamane, z oberwanymi gałęziami i liśćmi, pnie brzozowego gaju”.
Czego chcieli Rosjanie i co dostali
Najwyższe dowództwo armii rosyjskiej pokładało w tej operacji duże nadzieje. Planowano atak w kierunku Wilna, przedarcie się przez linię obrony i zajęcie rejonu Sołów, Żupran i Graużyszków. W przypadku powodzenia można byłoby podjąć dalsze działania mające na celu zmianę sytuacji na całym froncie.
Najbardziej ufortyfikowane pozycje Niemców znajdowały się w pobliżu Krewa i w samym mieście, więc ten obszar znalazł się w centrum planowanego ataku.
Dowództwo zamierzało przeprowadzić operację w trzech etapach: przygotowanie artyleryjskie, atak i umocnienie zajętych pozycji. Pierwszy etap rozpoczął się 19 lipca i trwał trzy dni. Artyleryjskie przygotowanie ataku było niezwykle udane, a na czwarty dzień operacji warunki sprzyjały atakowi piechoty. Na początku było to całkiem udane: w niektórych obszarach Rosjanom udało się zająć pierwszą linię okopów wroga, a w niektórych miejscach posunąć się jeszcze głębiej. Co prawda, z czasem ich nacisk zaczął słabnąć, pojawiły się paniczne pogłoski o niepowodzeniach podczas ataku, o wycofaniu się poszczególnych jednostek. Ponadto wielu żołnierzy było pod wpływem antywojennej propagandy bolszewickiej i w ogóle odmawiało pójścia do walki. Niemcy wykorzystali ten moment i sami przeszli do ofensywy, w wyniku czego zepchnęli Rosjan na wcześniejsze pozycje.
Podobał ci się tekst? Pracujemy nad nowymi historiami dla was! Wesprzyj autora i zespół Kreva.Travel za pomocą PayPal. To bezpieczne i łatwe!